27 września 2016

Plan pielęgnacji na październik

Wkrótce rozpocznie się kolejny miesiąc, więc uznałam to za dobry moment aby poczynić kilka włosowych postanowień i wypisać sobie co warto ulepszyć w pielęgnacji :)


1. Mycie
Mój obecny system mycia co drugi dzień w miarę się sprawdza, jednak uważam że mogłoby to być jeszcze rzadziej. Z początkiem października będę mieć dużo mniej czasu i zapewne chęci do życia w związku ze zbliżającą się jesienią :/ Ale szczerze, nie wiem jak "zmusić" moje włosy do dłuższej świeżości. Nie chodzi nawet o przetłuszczanie się skóry głowy, lecz o kołtunienie i to że zazwyczaj drugiego dnia po myciu włosy już kompletnie się nie układają i nie jestem w stanie nosić ich rozpuszczonych. Nie wiem czy to ich fizyczna bariera trwałości ogólnie, czy może nadal coś robię nie tak. Jeżeli macie podobny problem z którym jakoś sobie radzicie, napiszcie mi proszę w jaki sposób.
Tak więc póki co chyba zostanie mycie co drugi dzień delikatnymi szamponami oraz mocniejsze oczyszczanie raz w miesiącu.


2. Olejowanie
W październiku chciałabym wrócić do regularnego olejowania włosów przed każdym myciem. Na początku moich przygód z pielęgnacją udawało mi się to bardzo dobrze i sumiennie nakładałam babydream fur mama na godzinkę przed myciem, czasami na całą noc gdy myłam włosy rano. Efekty były świetne, ale gdy przyszło lato zaniedbałam olejowanie z czystego lenistwa. Włosy były już w lepszym stanie i stwierdziłam że mogę sobie odpuścić... Teraz widzę, że regularne nakładanie olei robi dużą różnicę w nawilżeniu oraz pomaga kontrolować puszenie na które niestety w okresie jesiennym, moje wysokoporowate włosy będą narażone bardzo często.
W tym miesiącu planuję przetestować olej z orzechów włoskich i lniany.


3. Wcierka
Jako iż włosów ciągle leci mi całkiem sporo, wcierki są ważnym elementem mojej pielęgnacji. Ostatnio postawiłam na kozieradkę, jednak często zdarzało mi się zapomnieć ją nałożyć lub przygotować. Kuracja była mało systematyczna, więc i efekty bez szału. W tym miesiącu chcę wrócić do Jantaru, ponieważ dla mnie stosowanie tej wcierki to czysta przyjemność. Uwielbiam zapach oraz uczucie ukojenia skóry głowy po jej nałożeniu. Poza tym nie trzeba przygotowywać jej samodzielnie, więc mam nadzieję że i systematyczność stosowania się poprawi.


4. Stylizator
Dzięki pomysłowi wyczytanemu u Kasi na fali mam zamiar wrócić do żelu z siemienia lnianego. Porcję żelu ok. 100ml zakonserwuję FEOGiem zakupionym w sklepie zrób sobie krem, dzięki czemu zawsze będę mieć go pod ręką bez ciągłego przygotowywania. Pomysł od dawna wydawał mi się genialny, ponieważ żel lniany to mój numer jeden jeżeli chodzi o stylizatory, jednak długo się zbierałam z zamówieniem konserwantu. Testowałam w między czasie inne, gotowe produkty do kręconych włosów, ale muszę przyznać z ręką na sercu że efekt nigdy nie podobał mi się tak bardzo jak po żelu lnianym.


5. Henna
W najbliższym czasie planuję powtórzyć hennowanie mieszanką ciemnego brązu i mam nadzieję że z kolejnymi farbowaniami kolor będzie nabierał głębi. Nie przepadam za swoim naturalnym odcieniem, jednak dość się już w życiu naeksperymentowałam z chemicznymi farbami. Henna jest dla mnie objawieniem tego roku, bo świetnie wpłynęła na stan włosów. Jeżeli nie chcecie zmieniać koloru włosów lub rozjaśniacie je, warto wypróbować bezbarwną cassie.


6. Podcięcie 
Niestety końcówki są już dosyć przerzedzone i nadają się do ścięcia. Jeżeli chodzi o ich ogólny stan to nie jest źle, bo jak dla mnie taka ilość rozdwojeń którą mam obecnie, to nic przy tym co było jeszcze 8 miesięcy temu tzn. roztrojenia i nadłamania praktycznie na każdym pojedynczym włosie...
Robię małe podcięcia o około 2-3 cm co jakiś czas, w efekcie czego moje włosy ciągle sięgają za zapięcie od stanika. Być może rozsądniej byłoby zrobić jedno duże cięcie i zapuszczać zdrowe włosy od podstaw, ale chyba nigdy się nie przemogę. Niestety źle się czuję w krótkich włosach, więc na razie wybieram pierwszą opcję.




Pozdrawiam,
Karolina


26 września 2016

Hair day (2) Kalpi Tone i maska Ziaja




W dzisiejszej pielęgnacji postawiłam na naturalne indyjskie zioła w proszku o nazwie Kalpi Tone.
W skład mieszanki wchodzą:
Amla- agrest indyjski
Chandan- sandałowiec biały
Brahmi
Kapoor Kachli- lilia imbirowa
Maka- Eclipta Alba (bhringaraj)
Methi- kozieradka
Mandoor- Mandur bhasma
Neem- miodla indyjska
pomarańcza
Shikakai
aloes
hibiskus
Sitaphal- jabłko cukrowe
Wala- wetiweria pachnąca
Khadir- akacja


Jest to naturalny produkt do pielęgnacji, który przyciemnia włosy, pomaga w walce z łupieżem, hamuje wypadanie włosów oraz przedwczesne siwienie. Ma wzmacniać cebulki oraz pobudzać włosy do wzrostu.

Brzmi wspaniale, więc mam nadzieję że przy regularnym stosowaniu rzeczywiście zauważę jakiś wpływ na moje włosy. Póki co dzisiaj użyłam go dopiero trzeci raz i nadal jestem w fazie eksperymentowania z dodatkami do niego.

Jeżeli macie włosy delikatne lub takie które łatwo się plączą, nie polecam wam mieszać tego proszku z wodą i w takiej postaci nakładać na włosy, ponieważ konsystencja jest bardzo tępa, ziarnista i aplikacja jest bardzo nieprzyjemna. U mnie o wiele lepiej sprawdziła się metoda rozrabiania proszku z maską. Dziś postawiłam na Ziaję intensywny kolor, która być może nie jest najlepszą opcją w przypadku nakładania produktu na skórę głowy ze względu na dimethicone w składzie, jednak nie mam obecnie żadnej maski bez silikonów, a ta Ziaja wydała mi się najbardziej lajtowa ze wszystkich.


A więc do rzeczy, jak to wyglądało po kolei :)

1. Do miseczki nałożyłam dwie łyżki maski Ziaja i wsypałam ok. 15 gram kalpi tone
2. Po około 30 min kiedy mieszanka się trochę przegryzła dodałam do niej 2 łyżeczki oleju kokosowego w celu lepszego odżywienia włosów
3. Umyłam włosy nakładając najpierw na długość odżywkę Yves Rocher do kręconych włosów, następnie umyłam skórę głowy szamponem Planeta Organica Organic Cedar
4. Po spłukaniu i odsączeniu włosów bawełnianą koszulką nałożyłam na całość moją mieszankę maski, ziół i oleju. Na to foliowy czepek i ręcznik na 1h.
5. Po godzinie dokładnie wypłukałam włosy z proszku i odsączyłam bawełnianą koszulką. Nałożyłam odżywkę bez spłukiwania Ziaja intensywna regeneracja oraz serum silikonowe garnier na końcówki
6. Włosy wystylizowałam żelem rokitnikowym Natura Siberica






Mieszanka maski i Kalpi Tone











Eksperyment z indyjskimi ziołami uważam za udany, efekt mnie zadowala :)
Włosy nie są przesuszone, są dobrze dociążone i ładnie się pokręciły. Niestety przyciemnienia póki co nie zauważyłam, ale szczerze nie liczyłam na bardzo spektakularny efekt w tej kwestii.



Zdjęcie w sztucznym świetle bez lampy







Wybaczcie tragiczną jakość tych zdjęć, ale niestety było już ciemno kiedy włosy wyschły.
Postaram się wrzucić jeszcze zdjęcie rano, o ile włosy po nocy będą się jeszcze nadawać do pokazania :)


Włosy następnego dnia rano




Dajcie znać co sądzicie o takiej pielęgnacji :)

Pozdrawiam,
Karolina

22 września 2016

NATURA SIBERICA- Maska Rokitnikowa do włosów mocno uszkodzonych

Dzisiaj chciałabym się z Wami podzielić moją opinią na temat maski rokitnikowej od firmy Natura Siberica, przeznaczonej do włosów silnie zniszczonych.

Obecnie moje włosy nie są już w tak złym stanie jak rok temu, jednak dolne partie pamiętają jeszcze czasy rozjaśniania, częstego farbowania, prostowania i braku pielęgnacji. Dlatego m.in. zdecydowałam się na przetestowanie tej maski, zachęciły mnie również pozytywne opinie.
To co jednak może wiele osób zniechęcić do tego produktu, to cena. Ja zapłaciłam za nią 38zł w sklepie internetowym triny.pl.




Opakowanie:

Wizualnie bardzo przypadło mi do gustu, głównie za sprawą ładnej kolorystyki. Plastikowy, odkręcany, szeroki słoiczek z którego bardzo łatwo wydobyć produkt. Po odkręceniu posiada jeszcze plastikową nakładkę, która zabezpiecza maskę przed wysychaniem.




Konsystencja, zapach, kolor:

Maska jest bardzo zbita i gęsta. Kiedy odwrócimy słoiczek do góry nogami nic się tam nie przemieszcza. Mimo tego łatwo się nakłada po rozsmarowaniu w dłoniach i jest naprawdę wydajna. Kolor jest dokładnie taki jak widać na zdjęciach- delikatnie pomarańczowy. Jeżeli chodzi o zapach, to nieszczególnie przypadł mi on do gustu, ale nie jest męczący, nie pozostaje na włosach po spłukaniu. Trudno precyzyjnie go określić, mnie się kojarzy z owocowo-kwiatowym połączeniem.










Skład:

Aqua- woda
Cetearyl Alcohol- emolient
Olea Europaea Fruit Oil- oliwa z oliwek
Cetyl Esters- emolient
Bis-Cetearyl Amodimethicone- lekki silikon
Behentrimonium Chloride- konserwant, antystatyk
Glyceryl Stearate- emolient
Cetrimonium Chloride- konserwant, antystatyk
Cyclopentasiloxane, Dimethicone- silikon lotny, silikon zmywalny lekkim detergentem
Panthenol- nawilżacz 
Dimethiconol- lekki silikon
Laurdimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Keratin- keratyna
Argania Spinosa Kernel Oil, Hippophae Rhamnoides Fruit Oil, Macadamia Ternifolia Nut Oil- olej arganowy, olej rokitnikowy, olej makadamia
Hydrolyzed Wheat Protein- hydrolizowane proteiny pszenicy 
Pinus Sibirica Seed Oil, Phospholipids, Glycine Soya (Soybean) Oil- olejek z sosny syberyjskiej, olej sojowy
Glycolipids- glikolipidy, nawilżają, przyspieszają odnowę komórkową
Glycine Soja (Soybean) Sterols- fitosterole
Humulus Lupulus Flower Extract- wyciąg z szyszek chmielu
Arctium Lappa Root Extract- korzeń łopianu większego
Urtica Dioica Leaf Extract- ekstrakt z pokrzywy
Rhodiola Rosea Root Extract- ekstrakt z korzenia różeńca górskiego
Sorbus Sibirica Extract- jarząb syberyjski
Hippophae Rhamnoidesamidopropyl Betaine- detergent z rokitnika
Tocopherol- przeciwutleniacz
Glyceryl Linoleate, Glyceryl Oleate, Glyceryl Linolenate- emulgatory/emolienty
Retinyl Palmitate- pochodna retinolu
Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Pinus Sibirica Seed Oil Polyglyceryl-6 Esters- olej słonecznikowy, pochodne olejku z sosny syberyjskiej 
Hydroexyethylcellulose- zagęstnik hydrofilowy
Sodium PCA, Sodium Lactate- nawilżacze, antystatyki
Arginine,Aspartic Acid, PCA, Glycine, Alanine, Serine, Valine, Proline, Threonine, Isoleucine, Histidine, Phenytalanine- aminokwasy
Benzyl Alcohol- konserwant
Benzoic Acid, Sorbic Acid- konserwanty
Biotin- biotyna
Folic Acid- kwas foliowy, wspomaga regenerację
Cyanocobalamin- wit. B12
Niacinamide- wit. B3
Pantothenic Acid- kwas pantotenowy 
Pyridoxine- wit. B6 
Riboflavin- wit. B2
Thiamine- wit. B1 
Yeast Polypeptides- wyciąg z drożdży
Cetrimonium Bromide- emulgator
Parfum- zapach 
Citric Acid- zwiększa trwałość i stabilność kosmetyku 
CI 15985, CI 16255, CI 19140, CI 42090- barwniki


Jak widzicie lista składników jest dość pokaźna i właściwie znajdzie się tu wszystko czego mogłyby potrzebować nasze włosy. Ilość olei oraz ekstraktów jest tak duża, że ciężko byłoby omówić działanie każdego z nich w jednym wpisie. Znajdziemy tu również silikony, keratynę, fitosterole, aminokwasy i witaminy. Chyba nie miałam wcześniej kosmetyku z taką ilością składników.


Sposób użycia:

Producent sugeruje aby nakładać maskę na umyte, wilgotne włosy na 5-7 min. i dokładnie spłukać. Stosować 2-3 razy w tygodniu. 
Ja robię trochę inaczej, ponieważ nakładam ją na całe włosy na ok. 20-30 min. pod foliowy czepek i ręcznik, oraz stosuję ją raz w tygodniu.





Działanie:

To co obiecuje nam producent to przede wszystkim regeneracja, ochrona przed skutkami wysokich temperatur, nawilżenie oraz wygładzenie włosów.





Moim zdaniem ta maska to świetna opcja dla osób takich jak ja, które zafundowały niełatwy żywot swoim włosom, jednak chciałyby się nawrócić i zrobić dla nich coś dobrego. Osobiście jestem bardzo zadowolona z działania, włosy po jej spłukaniu są gładziutkie w dotyku, a po wyschnięciu dobrze nawilżone, dociążone oraz ładnie się układają i błyszczą. Jest jednym z moich pewniaków na good hair day.

Jeżeli chodzi o cenę, to moim zdaniem jej stosunek do jakości oraz wydajności jest w porządku. 
Przy czterokrotnym użyciu mam wrażenie jakby prawie wcale jej nie ubyło, więc ten słoiczek 300ml zapewne posłuży mi jeszcze dłuuugoo.


Tak wyglądają moje włosy po użyciu jej dzisiaj:







Dajcie koniecznie znać co sądzicie o tej masce :)



Pozdrawiam Was ciepło,
Karolina.

18 września 2016

Hair day (1) Pierwszy raz z Biovax'em do włosów ciemnych

Udało mi się ostatnio całkiem przypadkiem trafić na spore przeceny produktów do włosów w Hebe, więc mimo wielokrotnie składanych sobie obietnic iż absolutnie nie kupię w tym miesiącu już żadnych kosmetyków do włosów, danego sobie słowa nie dotrzymałam ;)

Skusiłam się na Jantar w cenie 8zł (używam go regularnie więc żal mi było nie skorzystać z promocji) oraz maskę Biovax do włosów ciemnych- 15zł (wcześniej używałam tylko wersji naturalne oleje i do włosów suchych i zniszczonych).




Dzisiejszą pielęgnację zaczęłam od nałożenia dzień wcześniej olejku Babydream fur mama na całą noc.
Rano umyłam włosy szamponem Planeta Organica Organic Cedar (dosyć łagodny skład bez SLS i SLES czyli to co moja skóra głowy lubi najbardziej) a po spłukaniu szamponu nałożyłam na całe włosy odżywkę tybetańską również z firmy Planeta Organica.
Następnie przyszła pora na moją nowość, czyli maskę Biovax, którą nałożyłam mniej więcej trzy centymetry od skóry głowy, na to oczywiście czepek i ręcznik na ok. 20-30 min.
Po zmyciu maski zabezpieczyłam końce silikonowo-olejkowym serum od Garnier Fructis i nałożyłam odżywkę bez spłukiwania Ziaja intensywna odbudowa.
Włosy schły jak zwykle naturalnie.





Efekt wygląda tak.
Nie jestem ani zadowolona ani jakoś specjalnie niezadowolona :P
Jedno jest pewne- moje włosy miewają lepsze dni, więc nie do końca wstrzeliłam się dzisiaj w pielęgnację.
Włosy są słabo dociążone i nie pokręciły się zbyt ładnie, jednak nie wiem na chwilę obecną czy jest to wina maski, braku stylizatora lub zbyt dużej ilości humektantów jak na ich obecne potrzeby (gliceryna w odżywce do spłukiwania, miód w masce, aloes w odżywce bez spłukiwania).
Będę testować Biovax do włosów ciemnych jeszcze z innym zestawem kosmetyków, ale póki co jestem pewna że wersja naturalne oleje zachwyciła mnie o wiele bardziej i chyba na zawsze pozostanie moją ulubioną jeżeli chodzi o biovaxy :)


Używacie Biovaxów? Jeżeli tak to którą wersję najbardziej lubicie i polecacie?


Pozdrawiam,
Karolina :) 

14 września 2016

Moje metody na wypadanie włosów

Z nadmiernym wypadaniem włosów zmagam się od długiego czasu i nigdy nie mogłam pochwalić się gęstą i zachwycającą czupryną. Kiedy byłam jeszcze dzieckiem, rozczesywano mi włosy codziennie na sucho. Nie trudno wyobrazić sobie jaki był tego efekt- jeden wielki puch na głowie. Nienawidziłam swoich włosów i wręcz chciałam żeby było ich mniej.

Później w okresie nastoletnim powody wypadania były różne: fatalne nawyki żywieniowe, mycie szamponami z silnymi detergentami po których wiecznie swędziała mnie głowa, codzienne szarpanie przy rozczesywaniu, prostowanie, farbowanie. Oczywiście nic sobie z tego nie robiłam, a stan włosów nie bardzo mnie interesował. Jedyne o czym myślałam to że są okropne i muszę je jakoś rozprostować i wygładzić żeby móc się pokazać ludziom.

Trwałam w tym błędnym kole aż do zeszłego roku, lecz odkąd zaczęłam się przejmować nadmierną utratą włosów, wypróbowałam kilka sposobów na zatrzymanie ich na głowie.



  1. Zdrowsza dieta

 
Od dziecka nie lubiłam się zbytnio ze zdrowym jedzeniem, jadłam mało, a warzyw i owoców to już prawie w ogóle. Uwielbiam wszelkie fast foody i inną żywność wysoko przetworzoną. Bardzo staram się teraz jeść więcej warzyw, rezygnować z syfu i spożywać posiłki regularnie, chociaż czasami naprawdę mi się nie chce. Mam jednak świadomość, że przy kiepskim odżywianiu wszelkie wysiłki z zewnątrz na nic się zdadzą. Nasz organizm nie traktuje włosów priorytetowo, więc dopóki nie będziemy dobrze odżywieni, włosy będą się łamać i wolno rosnąć. 




2. Picie pokrzywy 

 
Jest to sposób niedrogi i dosyć bezpieczny, chociaż podobno z ziołami również trzeba uważać.  Zazwyczaj piję napar z pokrzywy przez dwa miesiące (raz dziennie) i później robię miesiąc przerwy. Dzięki temu włosy trochę szybciej rosną i są wzmocnione. Napar z pokrzywy działa odżywczo na organizm, dlatego ogólnie jest polecany przy anemii i niedoborze witamin.









3. Wcierka Jantar

 

 Gdzie bym w internecie nie zajrzała szukając metod na szybszy wzrost i wzmocnienie cebulek, zawsze gdzieś przewijał się jantar. Na początku nigdzie w ogóle nie mogłam znaleźć tego magicznego specyfiku, jednak chyba pod wpływem hype'u na niego, różne drogerie postanowiły wprowadzić go do swojej oferty, dzięki czemu można go teraz spotkać m.in. w hebe, rossmanie, naturze i pewnie wielu innych miejscach. Nie jest drogi, ma przyjemny skład, więc właściwie można polecić go każdemu do wypróbowania. U mnie sprawdził się całkiem nieźle. Wprawdzie włosy nie urosły po nim jakoś bardzo, ale ma pozytywny wpływ na moją wrażliwą skórę głowy. Dodatkowo kocham ten lekko męski zapach :D






4. Olejek Sesa

 
Ja wybrałam wersje "o egzotycznym zapachu", ponieważ słyszałam że ta oryginalna to straszny śmierdziel :) Ciężko mi się do tego odnieść, ale olejek który ja zakupiłam ma ziołowy, niezbyt drażniący zapach.  Składa się on z 18-tu ziół , mleka i 5 olejków nawilżających włosy. Dokładny skład i opis można znaleźć tutaj. Cena nie należy do najniższych, zapłaciłam ponad 20zł za 100ml produktu, jednak moim zdaniem warto. Testowałam go zimą, wmasowując w skórę głowy przed myciem na około 30 minut. Muszę przyznać, że naprawdę znacznie ograniczył wypadanie, dlatego na pewno jeszcze po niego sięgnę.






5. Kozieradka

 
O kuracji kozieradką przeczytałam kiedyś na blogu Anwen i uznałam że skoro to taki cud to na pewno muszę wypróbować :) Największą zaletą kozieradki moim zdaniem jest bardzo niska cena i ogólna dostępność. Wystarczy zalać wrzącą wodą ok. 1 łyżeczkę nasionek do połowy szklanki i odstawić na jakiś czas do zaparzenia. Później już tylko odcedzić ziarenka i przelać płyn do buteleczki z atomizerem lub aplikować na skórę głowy za pomocą strzykawki. Minusem jest jednak trwałość naparu, ponieważ mimo przechowywania w lodówce po kilku dniach nie wygląda już za ciekawie, więc trzeba go dosyć często przygotowywać. Zapach jest dosyć spożywczy, rosołkowaty, jednak mnie zupełnie nie przeszkadza. Obecnie staram się wcierać kozieradkę jak najczęściej, bo efekt jest naprawdę widoczny, jednak mam problemy z systematycznym przygotowywaniem naparu.



6. Olej rycynowy 

 
Jeden z najstarszych, naturalnych sposobów na zagęszczenie i porost włosów. Olej rycynowy jest bardzo gęsty, więc poleca się zmieszanie go z innym, lżejszym olejem (np. kokosowym, migdałowym) i dopiero nakładanie na skórę głowy/włosy. Ja lubię mieszać go z maskami i odżywkami bez silikonów i w takiej postaci nakładać na skórę głowy.




7. Kapoor Kachli 


Kapoor Kachli jest to odżywka w proszku która stymuluje wzrost i przy regularnym stosowaniu ma sprawić że włosy będą grube, wzmocnione i lśniące. Jak wszystkie ziołowe specyfiki ma dosyć intrygujący zapach. Cena jest przystępna, ok. 15zł w sklepach internetowych za opakowanie 50g które starcza chyba na wieczność. Proszek należy rozrobić z wodą lub odżywką/maską nadającą się do skóry głowy, nałożyć i pozostawić na ok. 15 minut. Według mnie nie jest to dobra metoda dla leniwych i niecierpliwych osób (w tym niestety dla mnie :P) ponieważ nakładanie tego na skórę głowy i późniejsze zmywanie jest naprawdę upierdliwe. Przez to niestety nie stosowałam regularnie, planuję jednak do tej odżywki wrócić i wtedy coś więcej napisać o efektach. W każdym razie uważam za warte wypróbowania :)









Dzięki stosowaniu tych metod, przynajmniej części systematycznie, na mojej głowie pojawiło się wiele nowych włosów i czekam aż odrosną na tyle aby zagęszczenie było bardziej widoczne :) Jak na razie, cieszę się że prawidłowa pielęgnacja i walka z nadmiernym wypadaniem przynoszą jakiekolwiek efekty, bo jest dużo lepiej niż rok temu :)






Maj 2015
tak wyglądały wszystkie moje włosy przerzucone do przodu




 Wrzesień 2016




Grudzień 2015



Wrzesień 2016




 Próbowałyście którychś z tych sposobów? A może polecacie coś o czym nie wspomniałam? Chętnie poznam Wasze metody na walkę z wypadaniem :)



Pozdrawiam,

Karolina :)

12 września 2016

HENNA - przełom w pielęgnacji zniszczonych włosów

Dbaniem o włosy na poważnie zainteresowałam się na początku tego roku, kiedy moje loki były w opłakanym stanie po wielu latach ciągłego katowania ich prostownicą, farbowaniem, rozjaśnianiem i brakiem jakiejkolwiek pielęgnacji.
Po tych dziewięciu miesiącach wreszcie mogę zauważyć jakąś poprawę, stąd pragnienie podzielenia się z Wami moimi postępami oraz różnymi sposobami na polepszenie stanu włosów :)
Mam nadzieję że kiedyś opiszę dokładnie wszystko w "mojej włosowej historii" i zainspiruję kogoś, tak jak mnóstwo dziewczyn piszących blogi, prowadzących kanały na yt o tematyce włosowej zainspirowały mnie.

Tymczasem przechodzę już do tematu mojego pierwszego wpisu, mianowicie hennowania, które okazało się dla mnie być kamieniem milowym w kwestii poprawy stanu włosów :)
Rok temu byłoby dla mnie nie do uwierzenia że będę się bawić w takie czasochłonne i syfogenne procedury, jednak od jakiegoś czasu interesuję się naturalnymi metodami pielęgnacji, więc i na hennę musiał przyjść czas. Postanowiłam wypróbować hennę marki Khadi ponieważ dużo czytałam na jej temat a sam produkt sprawia wrażenie godnego zaufania. Swoje egzemplarze zakupiłam w lokalnym sklepie zielarskim w Katowicach a opakowanie wygląda tak:





Cassia  
 Ponieważ moje włosy były wcześniej wielokrotnie traktowane farbami o stu tysiącach odcieni, bałam się że użycie henny khadi ciemny brąz może nie do końca pójść po mojej myśli. Postanowiłam wytrwale czekać na pozbycie się farbowanych partii (co w końcu i tak mi się nie udało) i na początek wypróbować bezbarwną hennę, która tak naprawdę henną nie jest, lecz nazywa się ją tak potocznie gdyż jest inną rośliną o podobnych, zbawiennych właściwościach dla włosów, lecz ich nie barwi. Jednym jedynym składnikiem tej odżywki jest Cassia Obovata, która zastosowana na takiej samej zasadzie jak henna ma sprawić iż włosy będą wzmocnione i pogrubione. Sam proces nakładania tego na włosy wyglądał u mnie dość chaotycznie, gdyż był to mój pierwszy raz, ale jakoś dałam radę i połowa opakowania tzn. 50g starczyło na moje włosy w zupełności. Zioła te wymieszałam z żelem z siemienia lnianego, dzięki czemu uniknęłam przesuszenia i po dwugodzinnym trzymaniu papki na głowie oraz zmyciu, włosy wyglądały moim zdaniem okej, jak na to że przy moich zniszczonych kręciołkach bez stylizatorów ani rusz. Trzymałam się zasady żeby jednak nic na te włosy zaraz po "hennowaniu" nie nakładać, mimo tego że nie chodziło tu o kolor. Chciałam zobaczyć jak to będzie wyglądało kiedy zrobię wszystko dokładnie według instrukcji. 


Włosy w lipcu 2016, kilka dni przed Khadi Cassia. Postrączkowane i bez życia, chyba lekko przeciążone stylizatorami lub odżywką bez spłukiwania.


Po wyschnięciu zaraz po hennie. Włosy puszyste, gładkie (chyba zasługa żelu z siemienia lnianego) i odżywione. Efekt niesamowicie mnie zaskoczył, ponieważ gdy włosy jeszcze schły wydawały się mega szorstkie i nieprzyjemne w dotyku.



Khadi ciemny brąz 

 Przez całe lato włosy bardzo mi zjaśniały a końcówki pamiętające jeszcze czasy farbowania na blond mieniły się w słońcu dziwnym żółtym odcieniem. Strasznie irytował mnie ich wygląd, więc stwierdziłam że dłużej już nie będę zwlekać i użyję henny ciemny brąz. Teoretycznie wiem, że na tak jasnych pasmach koloryzacja tą mieszanką może być nieskuteczna i dobrze jest przeprowadzić farbowanie dwuetapowe tzn. najpierw zastosować czystą hennę czerwoną, ale strasznie nie chciało mi się przechodzić w krótkim odstępie czasu dwa razy przez nakładanie papki na włosy.
Dzień wcześniej rozrobiłam w miseczce mieszankę Khadi ciemny brąz z wodą i żelem z siemienia lnianego o zalecanej przez producenta temperaturze ok. 50 stopni.
Farba ta zawiera następujące składniki które mają nadać włosom odcień ciemnego, chłodnego brązu i dodatkowo je pielęgnować:

Indigofera Tinctoria (Indigo), Lawsonia Inermis (Henna), Emblica Officinalis (Amla), Eclipta Alba (Bhringaraj), Azadirachta Indica (Neem).

Następnego dnia po przygotowaniu mieszanki umyłam dwukrotnie włosy szamponem z SLES, bez silikonów i olejków (prosty szampon z męskiej linii Nivea, akurat jedyny z mocnym detergentem jakim dysponowałam) i po odsączeniu włosów zaczęłam nakładanie papki. Całą czynność przeprowadzałam w wannie, co bardzo polecam, ponieważ łatwo później wszystko umyć :)
Na głowę pokrytą henną nałożyłam czepek foliowy (dołączony do zestawu) i starą, grubą czapkę i pozostawiłam to na 3 godziny.
Efekty co z tego wyszło możecie zobaczyć poniżej.





Włosy przed farbowaniem




Włosy po wyschnięciu zaraz po zmyciu henny- bez stylizatorów itp.






Włosy po dwóch dniach po pierwszym myciu (jeszcze trochę wilgotne)




Obecnie, tydzień po farbowaniu. 
(zdjęcie robione w słońcu)



Podsumowując:
Zarówno użycie cassi jak i mieszanki ciemny brąz znacznie poprawiło strukturę moich włosów i mam wrażenie że zioła sprawiły iż wizualnie wydaje się ich więcej, co dla mnie jest największym plusem. Niestety moje włosy są rzadkie, od dość długiego czasu zmagam się z nadmiernym wypadaniem, bo albo zła dieta, albo stres, albo hormony... Tak więc cieszy mnie że w tak prosty sposób mogę nadać im więcej życia. 
Efekt przyciemnienia po ciemnym brązie jest bardzo subtelny i wygląda naturalnie. Wiem jednak że w niedługim czasie znowu po niego sięgnę, bo marzy mi się piękny, głęboki, nasycony brąz. 
Póki co nie widzę minusów stosowania naturalnych farb, chodź jak wiadomo nie jest to proces tak łatwy i przyjemny jak w przypadku farb chemicznych, jednak moim zdaniem dla zdrowia i takich efektów warto trochę się pomęczyć :) 
Jeżeli chodzi o cenę, firma Khadi nie należy do najtańszych na rynku, ale jeżeli ktoś ma włosy mniej więcej takiej długości jak ja, jedno opakowanie powinno starczyć na dwa użycia. Dzięki temu jedno farbowanie kosztuje nas niecałe 17zł co już moim zdaniem jest ceną całkiem akceptowalną :) 
Dajcie znać czy też stosujecie hennę w swojej pielęgnacji i czy polecacie mieszanki jakichś innych marek?
Pozdrawiam, 
Karolina :)